50 lat temu PKO wprowadziła system przedpłat - Jak to funkcjonowało?

50 lat temu - kilka miesięcy przed rozpoczęciem oficjalnej produkcji Fiata 126p - PKO przygotowała system przedpłat.W 1973 r. PKO uruchomiła specjalny program sprzedaży Maluchów. Posiadacze książeczek oszczędnościowych wpłacali raty, a gdy zebrała się tam cała suma, nabywali prawo do odbioru samochodu. Jednak ze względu na ogromne zainteresowanie kolejność wydawania fiatów 126p była ustalana na podstawie losowania. 


 

Kolejki ustawiały się od pierwszych dni produkcji poczciwego Maluszka. Po podpisaniu umowy na książeczkę oszczędnościową „F” (jak fiat 126p) należało wpłacić min. 5 tys. zł i zadeklarować rok odbioru auta. Od tego zależały wysokość rat i cena końcowa samochodu, wkład był bowiem oprocentowany.

 



W założeniu, przedpłaty z lat 1972–1975 powinny zostać wydane do końca 1980 roku, jednakże w roku 1981 wciąż było jeszcze kilkanaście tysięcy niezrealizowanych zobowiązań. Pomimo tego, w dobie kryzysu i rosnącego nawisu inflacyjnego, w 1980 roku zaczęto ponownie rozważać wprowadzenie nowej puli przedpłat, które stały się faktem już w lutym następnego roku. Na początku zakładano, że zobowiązania zostaną zakończone do końca 1985 roku, a na ich realizacje przeznaczono 150 tys. samochodów rocznie. Zainteresowanie przerosło jednak prawdopodobnie najśmielsze oczekiwania pomysłodawców. Głód posiadania samochodu w społeczeństwie był na tyle duży, że pomimo krytyki, jaka spadła na system, dokonano w przybliżeniu aż 1,4 mln przedpłat. Doprowadziło to do rozłożenia przewidywanych terminów ich realizacji na lata 1982–1989.

 W kwietniu 1981 roku pełna kwota, jaką trzeba było wpłacić w przedpłacie na Fiata 126p, wynosiła 130 tys. złotych. Dokonujący przedpłaty był zobowiązany dopłacić sumę brakującą do osiągnięcia aktualnej ceny państwowej. Jeśli np. wylosowałby termin odbioru samochodu na wrzesień 1984 roku, to pełna kwota potrzebna do wykupienia Malucha wynosiła już 310 tys. złotych.

 
Gdy szczęśliwiec otrzymał potwierdzenie możliwości odbioru, musiał udać się do wskazanej jednostki terenowej przedsiębiorstwa Polmozbyt. Często zdarzało się, że odbiór wyznaczano w miejscu odległym od miasta zamieszkania. Po dotarciu do odpowiedniego Polmozbytu zazwyczaj dawano możliwość wyboru spośród kilku egzemplarzy znajdujących się na parkingu. Sztuka wyboru polegała na znalezieniu najmniej wadliwego pojazdu. Było to tym trudniejsze, że najlepsze egzemplarze zachowywano na eksport i tzw. eksport wewnętrzny. Często nie istniała nawet możliwość wyboru koloru samochodu, gdyż egzemplarze pochodzące z jednej partii w ramach oszczędności malowano tym samym kolorem lakieru. Dominującymi barwami lakieru na samochodach polskiej produkcji były biały i żółty (tzw. bahama yellow), czerwień należała raczej do rzadkości. Jeżeli w wybranym modelu występowały różnice względem podstawowej wersji katalogowej, nabywca musiał dopłacić pełną cenę danego podzespołu, a nie jedynie różnicę wartości.

Profesor Jan Winiecki w książce „Resistance to change in the Soviet economic system” podaje, że w latach 80. ubiegłego wieku prawie 40 procent samochodów dostępnych na polskim rynku było sprzedawanych poprzez asygnaty - talony tj. system pozwalający na zakup samochodu bez konieczności wieloletniego oczekiwania na jego kupno. Asygnaty pozwalały na nabycie samochodu po cenie oficjalnej o ponad połowę niższej od ceny rynkowej. Reszta czyli 60 procent to auta z systemu przedpłat. 

Warto dodać, że kolejnym autem dostępnym na tzw. przedpłaty była Syrena 105 i 105L, a w późniejszym czasie również Fiat 125p.

dane rocznikowe: www.histmag.org

foto: wikipedia.pl  


 

 

Nie zmarnuj naszej pasji – czyli jak żyć po … i tandem jedzie dalej

Wspólna moto-pasja dziadka i wnuka przynosi co najmniej dwa wymierne skutki: pogłębienie relacji rodzinnych oraz wzrost świadomości zagrożeń drogowych. Czy nie warto zatem połączyć przyjemne z pożytecznym?

 

 

Motoryzacja to wspaniała przygoda! Wspólne podróże, czas spędzony na naprawach czy pielęgnacji auta, czytanie gazet motoryzacyjnych - ile rodzin, tyle sposobów na zainteresowanie pociechy motoryzacją.

Motoryzacja to nie zakurzona gitara, którą można wyjąć spod łóżka kiedy akurat najdzie Was ochota, żeby trochę sobie pobrzdękolić, a potem odłożyć na swoje miejsce jak gdyby nigdy nic. to jest właśnie to, czego niektórzy ludzie nigdy nie będą w stanie pojąć. To, co sprawia, że zawsze będą patrzeć na Was z niezrozumieniem. Dla jednych to tylko graty, złomy i paździerze, dla innych pasja która od dziecka jest w człowieku i nikt nie jest w stanie jej zmienić na co inne. Dlaczego?

Małe dzieci uczą się głównie przez obserwację. Nic tak mocno nie oddziałuje na najmłodszych, jak przykład rodziców czy dziadków – jeśli widzą, że prowadzenie auta czy grzebanie w silniku sprawia dorosłym radość, też prawdopodobnie też będą chciały w tej zabawie uczestniczyć. Oczywiście nie jest to regułą, lecz jabłko rzeczywiście często pada blisko jabłoni.

Moja przygoda zaczęła się już wczesnych lat. Dziadek skutecznie opowiadał mi o dawnej motoryzacji, wtedy współczesnej. To od niego dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy na temat aut, produkcji, sprzedaży, kupna czy codziennej eksploatacji tych wozów. Opowiedział mi też wiele przygód i anegdot. Oczywiście najpierw nauczył mnie jeździć na rowerze, potem autem. Poznawałem znaki drogowe zapewne szybciej niż moi rówieśnicy. Czasami dziadek miał mnie już dosyć, a ja dalej chciałem coś nowego wiedzieć. Był płacz, gdy dziadek sprzedawał Syrenę, były łzy radości, gdy cieszył się, że zdałem prawko. Oczywiście nie zgadzał się nagrywać tego co opowiadał - masz dobrą pamięć? - dasz sobie radę - mówił.  Teraz wszystko przelewam na papier gdy mam tylko chwilę.

Zbierał gazety motoryzacyjne i książki o autach z dawnych lat. Jednak ta przygoda dwa lata temu została przerwana – podczas ostatniej rozmowy – gdy żegnaliśmy się przez telefon (dziadek zmarł na covid)  – prosił mnie bym to wszystko o czym mi opowiadał, i co razem przeżyliśmy, przekazał innym. Żebym nie zmarnował pasji życia.  Także tandem jedzie dalej – zmienił się jeden kierowca – nastąpiła zmiana pokoleń. Myślę, że syn, który jest autorem nazwy tego bloga czuje motoryzację. W pewnym sensie strona Graty w Garażu to spłata długu wdzięczności za to, czego dziadek mnie nauczył i jakim był dobrym przyjacielem.

Dziś, drugiego lutego mija dwa lata... 


Wszyscy którzy jeszcze się wahają, czy warto swoich dzieci lub wnuków zarażać pasją motoryzacji? - odpowiem - WARTO ! 


 

Kupuję nowe auto - czyli pierwsza 5 TOP HIT sprzedaży roku 1992

Jakie nowe auta kupowaliśmy najchętniej w 1992 roku? Wyniki sprzedaży pokazują jasno - rządziła polska produkcja!  Już teraz 5 najlepszych T...